26 lutego 2010 (piątek), godz. 20:00
Koncert Marka Dyjaka
Trudno powiedzieć, kim właściwie jest. Żulem i barowym grajkiem - jak sam o sobie mówi. Bardem, polskim Tomem Waitsem - jak chcą wielbiciele. "Najbardziej prawdziwym głosem na polskim rynku muzycznym" - jak ocenia krytyczka muzyczna, nauczycielka śpiewu Elżbieta Zapendowska. Dyjak to Dyjak - mówią przyjaciele; facet, który żył po bandzie, pił po bandzie, aż dotarł do końca drogi. On też tak czuł.
Urodzony 18 kwietnia 1975. W 1992 zdobył papiery hydraulika.
Wystarczyło kilka rzeczy, by życie było pełne i szczęśliwe - robotnicze
życie, żona robotnicza, robotnicza klitka w bloku. Zwykłe, proste
życie, bez dłubania w niuansach duszy i serca. Chciał więcej.
W zeszłym roku na Wielkanoc przymocował do drzewa linkę holowniczą.
Pogotowie stwierdziło zgon. Obudził się po kilku dniach w śpiączce, nic
nie pamiętał. Bywały w tej karierze momenty, w których Marek mógł iść
za ciosem, wbić się na artystyczny świecznik. Ale czuł przy tym, że
ubiera się w uprząż, że oddaje lejce w cudze ręce. Niektórzy widzą w
tym artystyczną pozę, że to taka poza robienia się Dyjaka na wyklętego.
W momentach decyzji Marek rzucał "bujajcie się frajerzy" i szedł sobie
sam swoją drogą.
miejsce: BWA
start: 20.00
bilety: 20 zł i 15 zł (studenci)
ostatnia zmiana: 2010-02-24