Magister bez pracy

Dział: Zielona Góra

Nie od dziś wiadomo, że tytuł magistra nie zapewnia dobrej pracy. Absolwenci uczelni wyższych coraz częściej odbierają zasiłek dla bezrobotnych niż pracownicze pensje.

Adam Wichniarek od trzech dni jest magistrem sztuki. Studiował zaocznie grafikę i malarstwo w Instytucie Sztuk Wizualnych na Uniwersytecie Zielonogórskim. Przez całe studia pracował jako grafik w agencji reklamowej. Przeszedł wszelkie możliwe formy zatrudnienia: od pracy na czarno, przez staże, aż do pełnego etatu na czas nieokreślony.

- Jak na Zieloną Górę, zarabiałem przyzwoicie, ale chciałem się dalej rozwijać, spróbować czegoś nowego - mówi Adam. Dwa miesiące temu wyjechał do Warszawy. Na razie szuka pracy. Jak? - Założyłem swoją stronę internetową, takie własne portfolio. Szukam zajęcia w reklamie, marketingu. Możliwości jest wiele. Jestem optymistą. Mam doświadczenie i wiem, że to ono jest najważniejsze - dodaje Wichniarek.

Adam jest jednym z ponad siedmiu tysięcy absolwentów, którzy co roku opuszczają lubuskie uczelnie. Ponad 55 proc. kończy studia z tytułem licencjata, co czwarty ma magistra. Tytuł inżyniera ma nieco ponad 8 proc. absolwentów. Dominują kobiety (66 proc. ogółu absolwentów). Ponad połowa z nich ukończyła pedagogikę, ekonomię i zarządzanie, kierunki społeczne czy humanistyczne. I to właśnie oni najczęściej zasilają szeregi bezrobotnych. Co piąty bezrobotny zarejestrowany w ciągu 12 miesięcy od zakończenia edukacji to absolwent wyższej uczelni. Na koniec 2010 r. w urzędach pracy zarejestrowanych było blisko 5 tys. bezrobotnych z wyższym wykształceniem. Królują tu ekonomiści, pedagodzy, specjaliści administracji, marketingowcy, socjolodzy, politolodzy czy fachowcy od ochrony środowiska.

Od kilku lat w rejestrach bezrobotnych nie ma statystyków, programistów, biochemików i biofizyków, lekarzy, dentystów i farmaceutów.W tym upatruje swoją szansę Magda z Lubska, która od półtora roku jest bezrobotna. - Całe szczęście, że w czerwcu kończę technika farmacji, może tutaj będę miała więcej szczęścia - mówi. Skończyła ochronę środowiska ze specjalnością biologia molekularna na UZ.

Gdy wybierała ten kierunek, było bardzo duże zapotrzebowanie na specjalistów od ochrony środowiska. Wszyscy mówili, że to gwarancja zatrudnienia. Rzeczywistość po kilku latach okazała się inna. Na studiach nie pracowała, bo skupiała się na nauce, tym bardziej, że ciągnęła dwa kierunki naraz. Dziś uważa, że to był błąd. - Coraz częściej przekonuję się, że dobre oceny na dyplomie nie wystarczą, by znaleźć pracę - przyznaje. Przez pół roku za pieniądze z pośredniaka odbywała staż w urzędzie gminy.

Teraz CV rozsyła do lubuskich i wielkopolskich firm. - Na początku wybierałam tylko te, gdzie mogłabym pracować zgodnie z wykształceniem i zainteresowaniami. Teraz szukam już jakiejkolwiek pracy - przyznaje. Podanie złożyła nawet do KFC. Nie ma odpowiedzi.

Arek podczas studiów pracował w empiku, w centrum handlowym, ale tylko dorywczo, by jakoś się utrzymać. Jednocześnie studiował politologię i socjologię. Po obronie zdecydował się na doktorat. - Nastawiłem się na dwa kierunki, zdobywanie wiedzy, udzielałem się w kołach naukowych. Teraz coraz częściej zdaję sobie sprawę z tego, że chyba lepiej za bardzo nie przykładać się do studiów, bo na ocenę na dyplomie nikt nie patrzy. Chcąc mieć dobrą prace po studiach trzeba już od pierwszego roku szukać czegoś dla siebie - mówi dzisiaj.

Trzy lata pracował na uczelni, ale ze względów finansowych rzucił wykłady i wyjechał do Poznania w poszukiwaniu lepszej pracy. Nie wyobraża sobie, by w Zielonej Górze mógł znaleźć posadę dla siebie. Po kilku miesiącach rozsyłania CV już wie, że nie należy do niego wpisywać doktoratu. - Okazuje się on bardziej kulą u nogi niż plusem - przyznaje. Podania składa w różnych firmach: od zajmujących się handlem na giełdach zagranicznych po wydawnictwa literackie. Jak twierdzi, największym, problemem jest wygranie ze stertą konkurencyjnych podań.

- Umiem się sprzedać podczas rozmowy, znam swoje mocne strony i potrafię je pokazać, ale najtrudniej jest się dostać na rozmowę kwalifikacyjną, bo podań są setki - mówi Arek. Długo pracował nad swoim CV i listem motywacyjnym, ale najskuteczniejszy okazał się blog, na którym dokładnie opisał swoje atuty, doświadczenie, są też wszelkie dokumenty, świadectwa, referencje. Właśnie czeka na odpowiedź z firmy wydawniczej, gdzie przeszedł do trzeciego etapu rekrutacji.

Źródło: zielonagora.gazeta.pl



ostatnia zmiana: 2011-03-25
Komentarze
Polityka Prywatności